Żeby zacząć z grubej rury, pokażę projekt, który sprawił, że zaczęłam bardziej "na poważnie" myśleć o mojej dotąd dość przypadkowej dłubaninie.
Zaczęło się dawno, dawno temu...
...jeszcze przed Pyrkonem 2013. Bardzo chciałam na niego iść, ale bałam się, że spotkam kogoś, kogo spotkać nie chcę. "A co, jak mnie pozna?!" - myślałam gorączkowo. "Eee, może nie, w takiej ciżbie przebierańców.... Oooooo właśnie! To jest to!"
Tak zrodziła się idea wystąpienia na konwencie w masce. Ale oczywiście to nie mogła być byle maska. Skoro się kryłam, równie dobrze mogłam to robić wyglądając porażająco zajebiście. Rozważałam półmaskę Mazikeen z 'Sandmana' (za mało kryjąca), "garnek na głowę" Dicloniusów z 'Elvenlied' (był zaprojektowany tak, żeby odcinać Dicloniusa od bodźców. Mówić dalej?)... Wreszcie przez przypadek natrafiłam na projekt kostiumu zrobiony dawno temu. Zaprojektowałam go, gdy dowiedziałam się o przejęciu Star Wars przez Disneya, na bazie moich dwóch ulubionych czarnych charakterów z obu światów. Słowem: Darth Vader przejęty przez wiedźmę Urszulę z 'Małej Syrenki'.
Według wstępnego projektu kostium miał zawierać dwie maski, być nadmuchiwany i poruszany jak marionetka. Na szczęście, rozsądnie go okroiłam i przystąpiłam do 'prób materiałowych', to znaczy: najechałam Castoramę, kupiłam wszystko, co było tanie i plus-minus przydatne, po czym zaczęłam łączyć to ze sobą i patrzeć, co wyjdzie.
Nauczyłam się paru rzeczy:
- kupowanie materiałów na chybił-trafił jest nieekonomiczne. Zasięgaj fachowej porady.
- ZAWSZE kupuj rozpuszczalnik do kleistej substancji, z którą masz zamiar pracować.
- czy masz rozpuszczalnik, czy nie, NIGDY nie pracuj z ową substancją gołymi rękami. To jak seks bez zabezpieczeń: wszystko jest ok, dopóki się nie okaże, że już nie jest, a wtedy jest już za późno na zapobieganie i można co najwyżej minimalizować straty.
Powyższe dobre rady sponsorowała dzika i nieokiełznana pianka montażowa. Była wszędzie. Na moich łapach przez dwa dni, na ubraniach przez miesiące, a z klamki do dziś jej nie zeskrobałam.
Ostatecznie, na dobre porzuciwszy piankę, i nie mając warunków do pracy z żywicami itp, uciekłam się do starego, sprawdzonego sposobu: Zrobię Ci To Z Papieru(TM)!
Tak więc, maska powstała z czarnego brystolu, na ramie kartonowo-drucianej (część druciana to zwykły wieszak, z braku narzędzi i nadmiaru energii gięty ręcznie). Potem dodałam też różowe szybki zrobione z opakowania po żelu pod prysznic; zdumiewająco dobrze spełniły swoją rolę.
Rama, zgodna z moim mottem: 'When in doubt... duct tape!' |
Rama pokryta brystolem. |
Maska przed malowaniem, w celu uzyskania efektu rdzy i wygładzenia styków pokryta szpachlówką. Zwróćcie uwagę na podkładkę: ten materiał stał się potem spodnią stroną macek. |
Maska zaszpachlowana i (choć to głupio brzmi) zamaskowana - po prawej stronie widoczny "odcisk macki" |
Hełm jest zrobiony z gazet maczanych w kleju do drewna; kopułę uformowałam na balonie, a potem dodałam do niej owiewki.Całość okleiłam taśmą klejącą.
Maskę i hełm pomalowałam lakierem w sprayu, po czym maskę poprawiłam jeszcze farbą akrylową i pokryłam błyszczącym lakierem ochronnym.
Jako że stawiałam wtedy pierwsze kroki w szyciu na maszynie, zdecydowałam się uszyć dół stroju - suknię Urszuli przechodzącą w macki - sama. Wszystkie materiały znalazłam w lumpeksach; koszulka będąca "ciałem" Urszuli i bluzka z aksamitu złożyły się na górę, a macki właściwe to czarna aksamitna spódnica plus zasłony w odpowiedni "przyssawkowy" wzorek. Między macki wszyłam trójkąty wycięte z rozciągliwej fioletowej koszulki, co dało ciekawy, kontrastowy efekt i jednocześnie złożyło się na swego rodzaju spódniczkę. Nie chciałabym przecież, machając mackami, zastanawiać się, czy widać mi krocze! Dla lepszego efektu macki wypchałam kawałkami gąbki, a niektóre poprzypinałam do rękawków i płaszcza, żeby się "unosiły".
Dodatki: skórzane rękawiczki, buty i koronowe rękawki z lumpa, czarne legginsy i gorset - moje. Płaszcz był robiony na chybcika, bez szycia, z prześcieradła z wyprutą gumką; trzeba będzie jeszcze nad nim popracować.
Efekt końcowy, wraz z "mackowatą" spódnicą:
Widoczne różowe szybki. |
For starters, I'd like to show you something that made me commit to what was just 'random doodling' before.
It begun a long time ago...
...even before Pyrkon 2013 (a major fantasy convention in Poznań). I really wanted to attend it - but at the same time I was afraid I'd meet someone I'd rather avoid. "What if re recognizes me?", I remember thinking. "Well, maybe he won't, in such crowd of dressed-up people... Ooh, THIS! This is it!
And so, the idea of appearing at the con in a mask was born. Of course, it wouldn't do to wear just a regular mask. If I was hiding, I could as well do it while looking extremely cool. I briefly considered "Sandman"'s Mazikeen's half-mask (too little coverage), the chamberpot-like contraption that the Dicloniuses wore in 'Elvenlied' (designed so that the Diclonius received no stimuli from the outside... need I say more?)... At last, I stumbled upon a costume design drawn long ago. I designed it when I first heard about Disney taking over Star Wars, and it was based on two my favourite villains from both worlds. Namely: Darth Vader, taken over by the witch Ursula from "Little Mermaid".
According to the initial design, the costume was meant to have two masks, be inflatabable and be moved like a marionette (I still think those are great ideas and I'll probably attempt to make them come to life someday).Fortunately, I was reasonable enough to take it down a notch, and then I pillaged Castorama, buying everything that was cheap and more-or-less useful, and proceeded to pretty much put it all together and watch what happened.
I learned a couple of things in the process:
- buying supplies because 'some of them might be useful' is bad for your wallet. Ask a pro for an opinion.
- ALWAYS buy solvents for whatever goo you're working with.
-with or without solvent, NEVER work with aforementioned goo bare-handed. It's like unprotected sex: everything is fun and games until it suddenly turns out it's not, and then it's too late for anything but damage control.
This wise advice was brought to you by the wild and untamed montage foam. It was everywhere. On my hands for two days, on my clothes for two months, and I still can't scrub it off the doorknob.
Eventually, having given up on the foam and with no place to work with resin, I decided that the old and tried methods are the best: namely, I Will Make It Out Of Paper For You (TM).
And so, the mask was made of black cardstock, on a frame made of carton and wire (the wire part was a common hanger bent by hand by yours truly, as a result of a lack of tools and overabundance of energy). Later, I added pink lenses, which I made from a shower gel bottle; they served me surprisingly well.
The frame, made according to my motto: 'When in doubt... duct tape!' |
The frame covered with cardstock. |
Mask before painting, covered with putty in order to smooth out the edges, and also for the 'rust' effect. Take a look at the background: this is what later became the bottom part of my tentacles. |
The mask, covered with putty and... well, masked (however stupid it sounds). On the right side you can see the 'tentacle imprint'. |
I used black spray paint on both the mask and the helmet. Then I made the last corrections on the mask with tacrylic paint and covered with with a glossy protective finish.
Back then, I was just beginning to learn how to sew, so naturally I decided to make the bottom part of the costume - Ursula's tentacle/gown combo - by myself. I found all the fabrics in second-hand stores; the top part was made from an old t-shirt acting as Ursula's body and a black velvet shirt, and the tentacles were made from a black velvet skirt plus curtains in a suitably 'suckery' (is this even a word?) pattern. I put triangles of violet fabric in between the tentacles, which created an interesting contrast and at the same time made for a kind of skirt. I wouldn't want to wonder if my crotch is showing when waving my tentacles, would I now? I stuffed the tentacles with pieces of foam (from a mattress) so that they were more 3D, and I pinned some of them to my sleeves and cape so that they would "float".
Accessories: leather gloves worker boots and lacy sleeves from a thrift store, black leggins and the corset - mine. The cape was made at the very last moment, from an old sheet from which I removed the elastic band; it still needs a lot of work.
The final result, with the tentacle skirt:
Can you see my pink lenses? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Powiedz mi, co o tym myślisz! || Tell me what you think about it!