czwartek, 30 maja 2013

A zaczęło się dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... || It all started a long time ago, in a galaxy far, far away...

[English version after the jump or here ]
Żeby zacząć z grubej rury, pokażę projekt, który sprawił, że zaczęłam bardziej "na poważnie" myśleć o mojej dotąd dość przypadkowej dłubaninie.
Zaczęło się dawno, dawno temu...
...jeszcze przed Pyrkonem 2013. Bardzo chciałam na niego iść, ale bałam się, że spotkam kogoś, kogo spotkać nie chcę. "A co, jak mnie pozna?!" - myślałam gorączkowo. "Eee, może nie, w takiej ciżbie przebierańców.... Oooooo właśnie! To jest to!"
Tak zrodziła się idea wystąpienia na konwencie w masce. Ale oczywiście to nie mogła być byle maska. Skoro się kryłam, równie dobrze mogłam to robić wyglądając porażająco zajebiście. Rozważałam półmaskę Mazikeen z 'Sandmana' (za mało kryjąca), "garnek na głowę" Dicloniusów z 'Elvenlied' (był zaprojektowany tak, żeby odcinać Dicloniusa od bodźców. Mówić dalej?)... Wreszcie przez przypadek natrafiłam na projekt kostiumu zrobiony dawno temu. Zaprojektowałam go, gdy dowiedziałam się o przejęciu Star Wars przez Disneya, na bazie moich dwóch ulubionych czarnych charakterów z obu światów. Słowem: Darth Vader przejęty przez wiedźmę Urszulę z 'Małej Syrenki'.
Według wstępnego projektu kostium miał zawierać dwie maski, być nadmuchiwany i poruszany jak marionetka. Na szczęście, rozsądnie go okroiłam i przystąpiłam do 'prób materiałowych', to znaczy: najechałam Castoramę, kupiłam wszystko, co było tanie i plus-minus przydatne, po czym zaczęłam łączyć to ze sobą i patrzeć, co wyjdzie.

Nauczyłam się paru rzeczy:
 - kupowanie materiałów na chybił-trafił jest nieekonomiczne. Zasięgaj fachowej porady.
 - ZAWSZE kupuj rozpuszczalnik do kleistej substancji, z którą masz zamiar pracować.
 - czy masz rozpuszczalnik, czy nie, NIGDY nie pracuj z ową substancją gołymi rękami. To jak seks bez zabezpieczeń: wszystko jest ok, dopóki się nie okaże, że już nie jest, a wtedy jest już za późno na zapobieganie i można co najwyżej minimalizować straty.
Powyższe dobre rady sponsorowała dzika i nieokiełznana pianka montażowa. Była wszędzie. Na moich łapach przez dwa dni, na ubraniach przez miesiące, a z klamki do dziś jej nie zeskrobałam.

Ostatecznie, na dobre porzuciwszy piankę, i nie mając warunków do pracy z żywicami itp, uciekłam się do starego, sprawdzonego sposobu: Zrobię Ci To Z Papieru(TM)!

Tak więc, maska powstała z czarnego brystolu, na ramie kartonowo-drucianej (część druciana to zwykły wieszak, z braku narzędzi i nadmiaru energii gięty ręcznie). Potem dodałam też różowe szybki zrobione z opakowania po żelu pod prysznic; zdumiewająco dobrze spełniły swoją rolę.
Rama, zgodna z moim mottem: 'When in doubt... duct tape!'
Rama pokryta brystolem.

 
Maska przed malowaniem, w celu uzyskania efektu rdzy i wygładzenia styków pokryta szpachlówką. Zwróćcie uwagę na podkładkę: ten materiał stał się potem spodnią stroną macek.























Maska zaszpachlowana i (choć to głupio brzmi) zamaskowana - po prawej stronie widoczny "odcisk macki"

Hełm jest zrobiony z gazet maczanych w kleju do drewna; kopułę uformowałam na balonie, a potem dodałam do niej owiewki.Całość okleiłam taśmą klejącą.


Maskę i hełm pomalowałam lakierem w sprayu, po czym maskę poprawiłam jeszcze farbą akrylową i pokryłam błyszczącym lakierem ochronnym.

Jako że stawiałam wtedy pierwsze kroki w szyciu na maszynie, zdecydowałam się uszyć dół stroju - suknię Urszuli przechodzącą w macki - sama. Wszystkie materiały znalazłam w lumpeksach; koszulka będąca "ciałem" Urszuli i bluzka z aksamitu złożyły się na górę, a macki właściwe to czarna aksamitna spódnica plus zasłony w odpowiedni "przyssawkowy" wzorek. Między macki wszyłam trójkąty wycięte z rozciągliwej fioletowej koszulki, co dało ciekawy, kontrastowy efekt i jednocześnie złożyło się na swego rodzaju spódniczkę. Nie chciałabym przecież, machając mackami, zastanawiać się, czy widać mi krocze! Dla lepszego efektu macki wypchałam kawałkami gąbki, a niektóre poprzypinałam do rękawków i płaszcza, żeby się "unosiły".
Dodatki: skórzane rękawiczki, buty i koronowe rękawki z lumpa, czarne legginsy i gorset - moje. Płaszcz był robiony na chybcika, bez szycia, z prześcieradła z wyprutą gumką; trzeba będzie jeszcze nad nim popracować.

Efekt końcowy, wraz z "mackowatą" spódnicą:
Widoczne różowe szybki.


piątek, 24 maja 2013

"Macie czasem tak?" - czyli zamiast wstępu. | "Has this happened to you? - by way of introduction

(English version after the jump or here)

 To zdarza się chyba każdemu.
 Widzicie coś - w realu, w filmie, na rysunku, a może oczami wyobraźni - i nagle łapiecie się na tym, że mamroczecie do siebie. Leci to mniej więcej tak:
 - Muszę to mieć! MUSZĘ! Znaczy, ten tego, no, nie że potrzebuję, ale tak bardzo chcęęę...
 To, co nastąpi potem, zależy od człowieka.
 Część ludzi zadowala się marzeniami.
 Niektórzy zaczynają odkładać pieniądze, aby kupić przedmiot marzeń (a niektórzy, rzecz jasna, odkładać nie muszą).
 Oczywiście, to też  są dobre sposoby.
Ale...
 My mówimy: hmm, a dałybyśmy radę to zrobić?
 Po początkowej euforycznej burzy mózgów ('Łiiii! I tu będę miała takie te, i tu będę miała takie te...') przychodzi czas na długi i żmudny proces tworzenia właściwego. No i na problemy: z miejscem (jak to 'używać wyłącznie w dobrze wentylowanych pomieszczeniach'?!), z czasem (przygotować się do zajęć czy pomalować hełm... decisions, decisions...), z pieniędzmi na materiały, z umiejętnościami...
 Do tego dochodzi jeszcze często nieznajomość materiałów, prowadząca w najlepszym wypadku do tego, że kolejna "ostateczna wersja" jest wyrzucana jako "chybiona próba materiałowa", a w najgorszym do prześmiesznych scen z cyklu "Kotworki kontra chemia i fizyka".
 Naprawdę prześmiesznych. Nie żartuję. W bazie Kotworków powinien wisieć wielki banner z napisem 'Make ALL THE MISTAKES!'. Mimo całego rozsądku i zapobiegliwości jesteśmy spółką z nieograniczoną nieodpowiedzialnością. Serio.
 Ale się nie dajemy. Pędzimy do ostatniej chwili, z językiem na brodzie, stając na głowie, kombinując, licząc, mierząc "na oko"i uprawiając taką karkołomną gimnastykę, jaka jest akurat niezbędna.
 I wreszcie.. jest! Czasem Przecudny Efekt Końcowy +10 do reputacji, czasem Wielka Kupa, a czasem w ogóle niespodzianka.
 Ktoś kiedyś powiedział, że nie liczy się cel, ale droga. Dla nas liczą się obydwa. I dlatego na blogu będziemy dokumentować wszystko: wzloty, upadki, posty "Jak to zrobić dobrze" i te "Jak tego NIE robić". A nawet "Co zrobić, jak pierdyknie".
 Miłej lektury!
Kot i Pat