Tak, wiem, że teoretycznie jest niedziela. Ale w moim sercu cały czas króluje Wednesday. Wednesday Addams.
Rok temu, na Pyrkonie, z rozmowy wyszedł pomysł zrobienia jej cosplayu. Na próbę spojrzałam na znajomą spode łba i rzuciłam którymś z Wednesdayowych tekstów o metodyce spychania ludzi ze schodów.
Znajoma cofnęła się o krok. Wtedy byłam już pewna, że na następnym Pyrkonie będę Wednesday.
Prób zrobienia kostiumu było parę, i na szczęście większość z nich nie została udokumentowana. Nie ma na przykład filmiku, jak na ślepo dobijam się do łazienki, prosząc mamę, żeby zdjęła ze mnie sukienkę, w której utknęłam na odcinku głowa-cycki. Nie ma też nagrania odgłosów szarpaniny i stęknięć, jakie towarzyszyły operacji zdejmowania. Słowo daję, może doktorem Frankensteinem nie jestem, ale czasem uda mi się (?) stworzyć takiego potwora...
Ostateczną wersję kostiumu szyłam w rezultacie ręcznie - miałam jedną noc w domu na pracę z maszyną do szycia, i wykorzystałam ją w połowie na potwora, a w połowie na strój Pati. Nie mogłam się jednak poddać, więc po powrocie do Poznania przekopałam szafę, wykopałam materiał przeznaczony kiedyś na płaszcz, podcięłam do kolan, zszyłam z powrotem przecięty przód, skądś wykopałam guziki...i zdążyłam do piątku.
Powyższe zdjęcie było wykonane po całym dniu latania po konwencie, stąd moje rozwiane nieco warkoczyki. Ale w mojej opinii to tylko dodaje niepokojącej aury - pomyślcie, co musiałaby robić Wednesday, żeby się zmachać i roztrzepać...
Cały strój był przemegawygodny. Pat w którymś z wcześniejszych postów pisała, że robiła mi zdjęcia, jak grałam w Twistera. Tak, wyginałam się w tym stroju. Nawet glanów nie zdjęłam. I wytrwałam do końca, choć potem musiałam poprawić makijaż, bo wypracowana bladość zeszła z warstwą potu i ustąpiła miejsca radosnej czerwieni policzków.
A właśnie, słówko o makijażu. Parę dni przed konwentem zrobiło się naprawdę ładnie, i w związku tym słońce od razu mnie liznęło. Zimą jestem przerażająco (ponoć) blada, więc liczyłam, że Wednesday będę w ogóle bez mejkapu, ale pogoda pozostawiła mi ładny mangowy rumieniec przez nos i policzki. Musiałam to zamaskować. Z pomocą przyszła mi... paleta korektorów Bella, którą i tak miałam zawsze pod ręką. Okazuje się, że jeśli zmieszasz blady korektor z zielonym i użyjesz jako podkładu, to wychodzi ci nie biała, ale niezdrowo blada cera - idealna dla postaci, która opala się wyłącznie przy świetle księżyca, jak Wednesday. Musiałam jeszcze tylko zwiększyć ten efekt, leciutko podkreślając cienie pod oczami - tam nawet nie dawałam korektora, tylko podkreśliłam istniejące już ciemne obwódki mieszanką szarego i różowego cienia do powiek.
Ktoś mi nawet gratulował cosplayu, więc chyba wyszło dobrze, zwłaszcza jak na coś zbieranego z już posiadanych rzeczy na szybko. W przyszłym roku będzie inaczej... po paru wykładach i warsztatach stwierdziłam, że robię zbroję. Bójmy się wszyscy^^
Dobra, to teraz czas na najlepsze zdjęcia - Wednesday na Żelaznym Tronie.
*snap snap* |
I pamiętajcie:
Jeśli spychacie kogoś ze schodów, to lepiej nie pchajcie za mocno, bo możecie sobie przestawić ramię... a tego byśmy nie chcieli.
Yeah, I know, theoretically speaking it's Sunday. But in my heart Wednesday reigns. Wednesday Addams.
The idea to make her my cosplay came out of a conversation on Pyrkon a year ago. I immediately had to try it, so I looked at my friend condescendingly and shared one of Wednesday's bon-mots about the methods of pushing people down the stairs.
The friend took a step back. That's when I was sure I would be Wednesday for the next Pyrkon
The making of this costume took a couple of trials and frankly speaking I'm lucky that most of them weren't documented. For example, there is no video recording of me thrashiong about blindly and banging on bathroom door, begging my mom to take off the dress that I was stuck in from head to tits. There is also no audio of the ensuing struggle and groans that came with the rescue operation. I tell ya, I'm no dr Frankenstein, but sometimes I manage (?) to create such monstrosities...
The final version of the costume had to be sewed by hand as a result; I had one night when I could use the sewing machine at home and I spent half of it on the monster, and the other half on Pati's costume. I didn't want to give up, though; so after I came back to Poznań, I dug through my closet, dug out some fabric that was meant to be a cloak once, cut it to knee length, sewed back the front that had been cut before, dug some more for buttons... and I made it for Friday!
The photo above was taken after a whole day of running around the con, so my hair's a little bit windswept. But it only adds to the creepy aura in my opinion - just think, what would Wednesday have to do to be out of breath and undone?
The whole costume was the comfiest ever. Pat wrote in an earlier post that she took photos when I was playing Twister. Yeah, I was bending over in this outfit. I didn't even take off my worker boots. And I stayed strong til the very end - though I admit I had to fix my makeup later because the paleness went away with a layer of sweat and my cheeks took on a healthy red glow/
Okay, so a word about makeup. A couple of days before the con the weather became really nice and so the sun got to me right away. I'm scarily (or so I'm told) pale in Winter, so I was counting on being a makeup-less Wednesday, but the weather left me with a nice manga blush across my nose and cheeks. I had to cover it all. I used a Bell correction cream palette that I always carry around anyway. Turns out, when you mix the pale one with the green one, and use it as foundation, you get a nice, not white, but unhealthily pale complexion - perfect for a character who, like Wednesday, tans only in moonlight. I just had to omplete the look by adding a little gray and pink eyeshadow to already existing rings around my eyes.
Somebody even complimented me on m cosplay, so I think it turned out ok, especially for something hastily put together from things found at home. Next year it will be different... after attending a couple of panels and workshops I've decided to make some armor. Better beware^^
And now it's time for the best pics - Wednesday on the Iron Throne.
*snap snap* |
And remember:
When pushing someone down the stairs, it's best not to push too hard - you could get your arm twisted, and we wouldn't want that.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Powiedz mi, co o tym myślisz! || Tell me what you think about it!